Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 26 kwietnia 2011

Rozdział 6

   Patrzałam na niego ze zdziwieniem. Miałam bardzo dobry słuch, potrafiłam dosłyszeć najlżejszy szmer, ale nie słyszałam Darka. Przyznaję, też potrafiłam poruszać się bezszelestnie, ale nigdy nikt nie umiał mi dorównać.
   Ale nie to mnie teraz najbardziej niepokoiło. Bardziej bałam się tego, co musieli mi wytłumaczyć. Dalej chciałam znać prawdę lecz zaczynałam się jej bać. Spojrzałam najpierw na Roberta, potem  na Darka. Sytuacja przestawała mi się podobać. Wiedziałam, że Robert jest wampirem. Godzinę temu nie wierzyłam jeszcze w tego typu istoty, byłam podobna do wielu innych nastolatek, różniłam się kilkoma szczegółami takimi jak moje włosy czy niektóre umiejętności. W końcu się przełamałam:
   - Co nie jest proste?- wykrztusiłam z siebie.
   - Musimy ci wytłumaczyć parę spraw, ale najpierw musimy pójść w takie miejsce, w którym nikt nas nie podsłucha- powiedział Darek.- Twoi rodzice są poinformowani, że chcę wam coś pokazać- to zdanie było skierowane do mojego przyjaciela.
   Po wypowiedzeniu się odwróci się i ruszył w kierunku drogi.
   - A co powiedziałeś mamie?- spytałam, nie ruszając się z miejsca.
   -Ona wie wszystko- odpowiedział krótko Darek.
   Spojrzałam na Roberta po czym razem ruszyliśmy za moim ojcem. Ciężko było mi tak myśleć o Darku, ale stwierdziłam, że prawdy nie zmienię.
   Szliśmy w milczeniu około godziny. Straciłam orientację, gdzie jesteśmy. Pierwszy milczenie przerwał nasz przewodnik:
   - To już tu- po tych słowach zeszliśmy z chodnika w jakieś pole. Nie znałam tego miejsca.- Tu jesteśmy bezpieczni- powiedział Darek, siadając między kłosami. Zrobiliśmy z Robertem to samo.
   - Zacznę od tego czym jesteśmy- Darek zwrócił się do mnie.- To, że Robert jest wampirem już wiesz. My należymy do rasy… my jesteśmy półelfami- spojrzał na mnie. Byłam zszokowana, ale mój rozmówca ciągnął.- Wiem to trudne. Pamiętam jak ja się czułem, gdy się o tym dowiedziałem. Ale przejdźmy do dalej. Wiesz, czym charakteryzuje się nasza rasa?
   - Jest nieśmiertelna- powiedziałam ostrożnie. Czytałam dużo książek fantastycznych, a w niektórych pojawiały się półelfy.- Mają fioletowe włosy i ciemne oczy- przypominałam sobie coraz więcej.- Są mieszanką ludzi i elfów, lecz są bardziej podobne do tych drugich.
   - Dokładnie. I każdy ma jakiś swój niepowtarzalny talent. Musi go odkryć. Ja na przykład potrafię czytać w myślach. Nie wiem jaką ty masz zdolność. To się dopiero okaże.
   - Zaczyna rozumieć- powiedziałam.- A przed czym uciekaliśmy z zaułka śmierci?- spytałam. Nie kierowałam tego pytania do konkretnej osoby.
   - Duchy i najpewniej pająki- odpowiedział Robert.
   -A co złego jest w pająkach- zdziwiłam się. Przecież nie były aż tak straszne.
   - Nie mam na myśli zwyczajnych pająków. Mówie o pająkach, które osiągają nawet kilka metrów wielkości, są jadowite i niebezpieczne- wytłumaczył mi Robert.- Anas, na świecie cały czas panuje wojna. Ludzie o tym nie wiedzą, ale są pionkami w rękach tak zwanych istot fantastycznych.
   Nie umiałam uwieżyć całkowicie. Marzyłam  tym żeby to nie było prawdą, lecz wiedziałam, że to tylko mogą być moje nadzieje i nic więcej. W końcu do mnie dotarło, że ja też będę musiała wziąć udział w tej wojnie.






~~~~~~~~


Coś mi nie wyszło w tym rozdziale ale mam nadzieje, że nie jest najgorszy. Ale będę optymistką: następne będą lepsze ;) pozdrawiam

niedziela, 10 kwietnia 2011

Rozdział 5


Gdy rozdzieliliśmy się z Darkiem, nagle obok mnie pojawił się Robert i pociągnął za rękę w kierunku drzwi.

   - Gdzie mnie ciągniesz?- spytałam zaskoczona.
   - Zobaczysz- odpowiedział, uśmiechając się łobuzersko.
   Pokręciłam głową. Wiedział, że nie znoszę oczekiwania. Uścisnęłam mocniej jego dłoń i wyszliśmy razem z domu. Było już po 10. Wychodząc poczułam lekki, chłodny, wieczorny wietrzyk na twarzy. Zamknęłam starannie drzwi. Po czy Robert poprowadził mnie w najciemniejsza zakamarki miasta. Szybko zorientowałam się gdzie idziemy.
   - Po co mnie tam prowadzisz?- spytałam, lekko przestraszona. Szliśmy wprost do jednego z najbardziej przerażających miejsc w mieście. Kierowaliśmy się do zaułka śmierci. Nie wiem, jaka była jego prawdziwa nazwa. Mieszczanie go tak nazywali, ponieważ kiedyś w tym zaułku zamordowano młodą nastolatkę. Nikt nie wiedział, kto to zrobił.
   W końcu zatrzymaliśmy się na samym jego końcu. Zaczęło mi się robić zimno. Spojrzałam na Roberta. Poraziło mnie. Zawsze miał bladą cerę, ale teraz jego twarz była trupioblada.
   -R-robert?- wyjąkałam.
   - Tak, Anas?- jego głos się nie zmienił.
   - T-ty jesteś… Wyglądasz jak…- nie umiałam wykrztusić z siebie niczego sensownego. Wyglądał jak jakiś… wampir.
   - Tak, Anastazjo. Ja jestem wampirem- mój towarzysz spojrzał mi w oczy. Nagle chwycił mnie za ramiona i przyciągną do siebie. Byłam spięta.
   - Nie bój się. Nic ci nie zrobię- szeptał mi do ucha, starając się mnie uspokoić.- Anas, muszę z tobą tylko porozmawiać. Otym czym obydwoje jesteśmy. Wiem co mówił ci Darek wtedy, po moim wyjściu, wiem co przed tobą ukrył. Może to nawet bezpieczniej dla ciebie.
   - Więc po co mnie tu przyciągnąłeś?- szepnęłam.- O co w tym wszystkim chodzi?
   Robert delikatnie się ode mnie odsunął. Spojrzał na mnie. Nie umiałam tym razem odgadnąć, co czuje mój przyjaciel. Wiedziałam tylko, że wyraz jego twarzy sprawia mi ból. Nie wiedziałam o co chodzi. Wiedziałam za to, że on chce mi coś powiedzieć, ale nie chce mnie narazić przez to na jakieś niebezpieczeństwo. Ale jakie? W momencie, w którym chciałam o to spytać on drgnął gwałtownie.
   - Spadamy stąd.
   Po tych słowach wziął mnie na ręce i pobiegliśmy z niewiarygodną prędkością. Wokół siebie widziałam tylko rozmazane plamy. Robiło mi się od tego słabo, więc wtuliłam głowę w pierś Roberta. Nie zauważyłam, kiedy się zatrzymaliśmy. Przyjaciel postawił mnie delikatnie na ziemi, po czy osunął się na kolana. Ciężko dyszał. Wystraszyłam się.
   - Robert, wszystko w porządku?- spytałam, dotykając jego ramienia. Gdy to zrobiłam, jęknął cicho. Uklękłam przy nim. Podniósł lekko głowę i uśmiechną się do mnie, ale doszczegłam ból w tym uśmiechu. Złapałam jego głowę w swoje dłonie i uniosłam, tak, żeby patrzeć mu w oczy.
   - Co Ci jest?- prawie krzyknęłam.
   - Spokojnie.- szepnął.- To nic groźnego. To przez ten bieg. Zaraz mi przejdzie. Nie martw się.
   Po tych słowach, wziął moje dłonie, w swoje. Siedzieliśmy tak przez jakiś czas milcząc.
   - Czas wracać. Musimy ostrzec Darka- Robert przerwał milczenie jako pierwszy.
   - Przed czym?- zapytałam.
   - Później ci wyjaśnię. Szybko. Wejdź mi na plecy.
   Zrobiłam jak mnie prosił. Gdy siedziałam na jego plecach znów pobiegł z tą oszałamiającą prędkością, lecz tym razem się nie bałam. Zaczęłam zwracać uwagę na szczegóły. Zorientowałam się, że nie odczuwam żadnych wstrząsów. Spojrzałam pod stopy Roberta. To, co zobaczyłam zdezorientowało mnie. On nie dotykał ziemi stopami!
   W końcu dobiegliśmy do mojego domu. Mój przyjaciel okrążył go i dobiegł do tylnej części płotu. Znów ledwo dyszał, ale i tak był w lepszy stanie niż poprzednio. Gdy doszedł do siebie spojrzał w okna salonu. Spojrzałam w tym samym kierunku. Ku mojemu zdziwieniu obserwował nas Darek. Chwilę później odszedł od okna.
   - Robert, o co w tym wszystkim chodzi?- musiałam się wszystkiego dowiedzieć. Koniec z owijaniem w bawełnę i wymijającymi odpowiedziami.
   - Anas… To ciężko wytłumaczyć…- mój przyjaciel próbował mi coś wytłumaczyć
   - On ma rację- odezwał się za mną jakiś głos. Odwróciłam się gwałtownie. Stał tam Darek.

wtorek, 5 kwietnia 2011

Rozdział 4

   Darek zdjął okulary, pierwszy raz odkąd przyszedł. Spojrzałam zaciekawiona na jego oczy. Poraziło mnie- były identyczne do moich. Ale dalej nie rozumiałam, jakim cudem on jest taki młody. Dalej nie wiedziałam, co o tym sądzić.
   -Nie musisz mówić do mnie tato- podskoczyłam. Nie spodziewałam się, że przemówi pierwszy.- Chciałem cię lepiej poznać. Wiem, że jesteś pewnie zła, że nie byłem przy was. Masz do tego prawo. Wiem co czujesz. Robert jest twoim chłopakiem?- spytał znienacka.
   -Nie… jesteśmy tylko przyjaciółmi…- zatkało mnie. Jeszcze nikt mi tak nie powiedział.
   - Spokojnie. Tylko tak pomyślałem. Tak to wyglądało. Widać, że jesteście sobie bliscy- wzruszył ramionami.- Ile masz lat?
   - Piętnaście. A ty?- moje pytanie najwyraźniej go zdziwiło.
   - Teoretycznie, czy praktycznie?- zmarszczyłam brwi. Coś mi nie pasowało w tym pytaniu.
   - Praktycznie- wybrałam.- Praktyka zawsze lepiej się sprawdza- dodałam.
   - No cóż… a więc szybciej przejdziemy do sedna rozmowy…- Darek westchnął teatralnie.- A więc praktycznie mam… 150 lat- ostatnie słowa wymówił szeptem. Zatkało mnie.
   - Przecież to nie możliwe!- pokręciłam głową.- Po pierwsze ludzie nie żyją tak długo…- urwałam. Właśnie, ludzie… w takim razie kim lub czym był Darek?
   - Jesteś na dobrej drodze do zrozumienia, Anastazjo- powiedział mój rozmówca.- MY nie jesteśmy ludźmi. Elizabeth, tak, ale z powodu, że jesteś moją córką, masz moje geny. Tak już jest w naszej rasie.- Elizabeth… tak miała na imię moja mama.
   - A więc kim jesteśmy?- nie rozumiałam tego. Wyglądałam prawie jak każdy normalny człowiek, prócz koloru włosów.
   - Tu sytuacja zaczyna się komplikować. Jak wszyscy wasi goście pójdą, pokaże ci. Ale musisz mi coś obiecać- spojrzałam na niego pytająco.- Teraz nikomu nie zdradzisz, o czym rozmawialiśmy, a po naszej następnej rozmowie wybierzesz jednego swojego powiernika. Ale to później…
   Po wypowiedzeniu tych słów wbił we mnie swoje spojrzenie. Próbowałam patrzeć mu w oczy, ale po chwili spuściłam wzrok.
   - Obiecuję…- szepnęłam w końcu. Czułam, że nie jest to zwyczajna obietnica. Miałam przeczucie, że to głębsza przysięga, która zmieni całe moje dotychczasowe życie. Po tych słowach wstaliśmy równolegle i zeszliśmy razem na dół, by wmieszać się w tłum gości.


Ten rozdział jest wprowadzeniem, do nowego życia bohaterki. Dopiero teraz zaczyna się dowiadywać więcej o sobie. Jeszcze nie wie kim jest, ale niedługo wszystko stanie na głowie i wiele straci.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Rozdział 3



   Po godzinie zaczęłam się uspokajać. Robert dalej był u mnie. Na dole słyszałam głosy gości. Powoli usiadłam. Robert spojrzał na mnie pytająco
   - Powiesz mi, co się stało- spytał łagodnie.- Bo nie wiedziałem, że potrafisz tak reagować.
   - Po przemowie… mama chciała ze mną porozmawiać w kuchni. Więc z nią poszłam… I wtedy… wtedy…- łzy z powrotem zaczęły spływać po moich policzkach. Nie umiałam w to uwierzyć. Nie umiałam przyjąć tej prawdy. Przecież on był za młody… Ale jego wygląd mówił sam za siebie. Tylko, że prędzej powiedziałabym, że jest moim bratem. W końcu zebrałam się w garść.- Powiedziała mi, że Darek jest moim ojcem- wyrzuciłam to z siebie na jednym oddechu. Gdy wypowiedziałam te słowa, prawda uderzyła we mnie z całą siłą. Czułam się tak, jakby ktoś mnie torturował, a ja się na to zgadzałam.
   Robert objął mnie ramieniem. Wtuliłam głowę w jego pierś. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie chcę mieć taty. Całe życie radziłam sobie bez niego, w ogóle go nie interesowałam, a teraz nagle pojawia się w moim życiu, jak gdyby nigdy nic. Przecież radziłyśmy sobie z mamą świetnie bez niego.
   Poczułam złość na niego. Nienawidziłam go za to, że nie był przy mnie gdy dorastałam, nie pomagał mi odrabiać zadań domowych, nie brał mnie na żadne wycieczki, nie wysyłał prezentów ani kartek. Po prostu, przez niego nie mogłam mieć takiego życia, jak inne dziewczyny. To mnie bolało.
   - Może czas zacząć coś nowego w życiu?- powiedział Robert, jakby czytał mi myślach. Często tak było, że rozumieliśmy się bez słów.
   - Chyba masz rację. Jeśli zostanie po przyjęciu, postaram się z nim porozmawiać. Może w końcu zacznę żyć jak każda normalna nastolatka- uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że z moim sposobem poruszania się i włosami, to jest nie możliwe. Robert też zrozumiał sens tych słów i roześmiał się serdecznie. Uwielbiałam gdy tak się śmiał. Od razu poprawiało mi to humor. Ta samo podziałało to teraz. Zaczęłam się śmiać razem z nim. Przestałam płakać, chwilę poczułam się wolna od wszystkich trosk. W końcu opadliśmy zmęczeni na łóżko, dalej chichocząc.
   - Dawno się tak nie śmialiśmy- westchnął w pewnym momencie mój przyjaciel.
   - Tak… ale lubię te momenty, w których się uwalniam od trosk- odpowiedziałam. Mój przyjaciel nagle uścisnął moją dłoń i wskazał głową w kierunku drzwi. Ku mojemu zdziwieniu stał tam Darek. Nie słyszałam jak wchodzi, a to było praktycznie nie możliwe, bo moje drzwi skrzypiały przeraźliwie.
   - A więc już wiesz?- spytał mój… tata? Nie wiedziałam, jak mam się do niego zwracać, więc tylko skinęłam głową.- Możemy porozmawiać na osobności?- to pytanie mnie zdziwiło. Bałam się, nie wiem czemu. Spojrzałam na Roberta i skinęłam głową. Mój przyjaciel jeszcze raz uścisnął moją dłoń, by do dać mi otuchy, po czym wyszedł z mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
   

niedziela, 3 kwietnia 2011

Rozdział 2

   Spojrzałam pytająco na mamę, a ona pokręciła głową. Nie wiedziałam co jest grane. Poszłam do salonu, a za mną mama i ten obcy. Od razu wtopiłam się w tłum by znaleźć Roberta. Musiałam z nim porozmawiać, byłam przerażona. Gdy go znalazłam stał sam przy ścianie. Gdy mnie zauważył, rozpoznał po mojej minie, że coś jest nie tak.
   - Co się stało?- spytał.
   - Chodź do mnie, to Ci powiem- wykrztusiłam z siebie.
   Poszliśmy na górę do mojego pokoju. Gdy zamknęłam za sobą drzwi, Robert nie wytrzymał:
  - Anas, co jest?
  - Przed chwilą przyszedł jakiś facet… W zasadzie wygląda jak młody biznesman. Tylko, że ja w ogóle go nie znam, a on wie jak mam na imię… I jego wygląd…- byłam przerażona.
   -Zakochałaś się?- Robert nie rozumiał o co mi chodzi.
   -Nie… on miał włosy identyczne do moich… sylwetkę też… Boję się- wykrztusiłam z siebie.
   - A jakie miał oczy?
   - Nie wiem. Miał czarne okulary.
   Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam i ujrzałam za nimi ów nieznajomego. Był sam.
   -Słucham.- powiedziałam to bezbarwnym głosem.
   - Daj spokój Anastazjo. Chyba wiesz kim jestem- odpowiedział biznesman.
   - Niestety, rozczaruję pana: nie wiem kim pan jest.
   Wtedy za mną staną Robert. Dotknął mojego ramienia, żeby mnie uspokoić. Wiedział, że nie należę do osób cierpliwych. Nie uszło to uwadze obcego.
   -Kim pan jest?- spytałam tym razem trochę spokojniejszym tonem.
   - A więc mama Ci nic nie mówiła?- zdziwił się mój rozmówca.- No cóż… Możesz do mnie mówić po prostu Darek. A o tym kim jestem, będzie lepiej, żeby powiedziała Ci matka- po wypowiedzeniu tych słów poszedł na dół do salonu.
   Zamknęłam drzwi i spojrzałam Robertowi w oczy. Wyglądał jakby chciał mi coś powiedzieć, ale nie był pewien, jak to zrobić. Zaczęło mnie to irytować, coś mi nie pasowało w tym Darku. W końcu mój przyjaciel odezwał się:
   - Jesteście strasznie podobni do siebie. Ale… przecież ty nie masz brata… A twój ojciec… Właśnie, nigdy mi nie mówiłaś o swoim tacie.
   - Bo nawet nie wiem jak miał na imię kim był… Mama nie chce o nim mi nic mówić, a ja nie mam nikogo, kto mógłby coś o nim wiedzieć. Nigdy go nie było, nie pomagał nam… W zasadzie nie wiem, czy on w ogóle żyje… Nic o nim nie wiem.
   Robert spojrzał na mnie współczująco. Zauważyłam, że mam łzy w oczach. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam z powrotem panować nad sobą. Uśmiechnęłam się do mojego towarzysza, po czym pokręciłam głową:
   - To nie możliwe, żeby Darek był moim ojcem. Czemu miałby się zacząć nami interesować?
   -Masz rację, po prostu zbieg okoliczności, z tym wyglądem. Możliwe, że to jakiś znajomy twojej mamy, a ona zapomniała Ci o nim powiedzieć.
   Przytaknęłam. Potem razem wyszliśmy z mojego pokoju i poszliśmy na dół. Gdy się tam pojawiliśmy, moja mama zaczynała swoje przemówienie. Właściwie nie interesowało mnie ono, póki nie zaczęła mówić o Darku:
   -Witam także tutaj Darka- zaczęła.- Jest on moim dawnym… znajomym. Dawno się nie widzieliśmy, ale ostatni idąc na targ, spotkałam go i zaprosiłam na dzisiejsze przyjęcie- coś mi się nie podobało. Nigdy wcześniej o nim nie słyszałam, a na pewno nie był szkolnym kolegom mamy, był za młody.
   Po przemówieniu mama poprosiła mnie, żebym poszła z nią do kuchni:
   - Anastazjo… Na przemówieniu nazwałam Darka dawnym znajomym… ale on nie jest zwykły znajomym…- urwała na chwilę. Od początku tej rozmowy unikała mojego wzroku, co mi się nie podobało.- Anas… Darek jest… on jest twoim tatą.
   Nie umiałam uwierzyć w jej słowa. Całe czternaście lat swojego życia nie miałam go, a teraz nagle pojawia się jakiś dwudziesto paro latek, który ma być moim ojcem?! Nie… to było nie możliwe, był za młody:
   - Jakim cudem…- powiedziałam.- Przecież on może ma trochę ponad dwadzieścia lat! Jest za młody.
   - Anastazjo, tak Ci się tylko wydaje… jak ochłoniesz wytłumaczę Ci…
   Nie zdążyła dokończyć. Wybiegłam z kuchni, przebiegłam przez tłum gości. Słyszałam Roberta wołającego mnie, ale nie zatrzymałam się. W końcu wpadłam do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do mojego pokoju i poczułam jak siada koło mnie, na moim łóżku. Poczułam dłoń tej osoby na moim ramieniu i usłyszałam znajomy głos Roberta:
   -Co się stało?
   W odpowiedzi pokręciła głową, usiadłam i zarzuciłam mu ręce na szyję. Nie chciałam przyjąć do siebie informacji, które mama przekazała mi chwilę wcześniej.