Do Anastazji po chwili dotarły słowa przybysza. "Braciszku?" Pomyślała z nadzieją, że Darek ją usłyszy.
- Anastazjo, pozwól, że przedstawię ci mojego brata bliźniaka, Afagn'a. Czyli inaczej, Alana- odezwał się Darek. Anastazja widziała w jego oczach źle skrywene złość i niepokój i zrozumiała, że coś jest nie tak. Zaczynała ufać własnemu ojcu. Odrazu odepchnęła od siebie uczucia, które wywołał u niej widok Alana.
- Miło mi- powiedziała, opanowanym, neutralnym tonem.
- Mnie także miło cię poznać, Anetr. Darku- zwrócił się do brata.- Dlaczego mówisz do nie imieniem humani?
- Bo tak wolę- odpowiedziała za ojca Anastazja.- Przyzwyczaiłam się do tego imienia i chcę, żeby mnie tak nazywano- dodała, pewnym. lecz opanowanym głosem.
Alan roześmiał się z jej słów, po czym odwrócił się i odszedł. Anastazja zamknęła drzwi i poszła do kuchni, a za nią Darek. Usiadła przy stole i nie ukrywając, że jest zainteresowana sytuacją wybuchła:
- Czemu nie powiedziałeś mi, że masz brata? Kim on jest? Dlaczego jest taki dziwny? I czemu się nie lubicie?
- No cóż...- odpowiedział spokojnie półelf.- Miałem ci dziś o tym powiedzeć. Jeśli chodzi o to, kim jest... to w naszym społeczeństwie nikim, lecz często znika, nikt nie wie gdzie. Co do dziwności, to zawsze taki był, niektórzy twierdzą, że jest szalony. A co do naszych uczuć wobec siebie... no cóż. To długa historia.
- A gzdzieś się śpieszymy?- zdziwiła się Anetr.
-No dobra. Nie śpieszymy się, więc ci opowiem. Ja jestem starszy od Afagna o piętnaście minut. A u nas, tak jak u ludzi, ważniejsze jest starsze dziecko. Więc to ja jestem spadkobiercą naszego rodu, a po mnie jesteś ty. Tylko, że mój brat ma mi to za złe. Gdy mieliśmy po 15 lat, próbował mnie zastrzelić na polowaniu. Dwa lata później dźgnął mnie norzem, na szczęście obroniłem się i nóż wbil się w ramię, a nie w serce. A gdy dowiedział się, że mam córkę chciał się dostać do was i zabić ciebie. Chroniłem was przez te wszystkie lata, a teraz to będzie jeszcze trudniejsze, więc będę miał do ciebię prośbę, nie wychodź nigdzie sama, najlepiej jak gdzieś idziesz, to chodź ze mną, Robertem lub za jakiś czas z znajomymi z tąd. I ostrożnie dobieraj przyjaciół.
-Dobrze- szepneła Anastazja. Zrozumiała, że znajduje się w dużym niebezpieczeństwie.
Łączna liczba wyświetleń
środa, 26 października 2011
piątek, 7 października 2011
Rozdział 10
Anastazja siedziała, w zamyśleniu spożywając śniadanie. Czuła nie swojo i wiedziała jedno: cokolwiek musiała zrobić, musiała w tym wytrwać do końca. Krzyki ze snu ciągle brzmiały w jej głowie. Chciałaby wszystko powiedzieć Robertowi... ale czy mogła? Spojrzała pytająco na Darka, wiedziała, że nie musi wypowiadać swojego pytania na głos.
- Wolałbym, żeby narazie ten sen został tylko między nami. Tak będzie bezpieczniej.
- Dobrze... Mam tylko jedno pytanie: kiedy tego wszystkiego się dowiem?
- Podczas święta zejścia- odpowiedział Darek, a widząc, że córka chce zadać kolejne pytanie wytłumaczył:
- Święto ejścia trwa przez tydzień. Podczas tego święta schodzą duchy naszych przodków, możemy z nimi porozmawiać, poznać ich... Podczas tego święta poznasz swojego dziadka, jest on... ciekawą osobą.
-Czyli jaką?- weszła mu w słowo Anastazja.
- No cóż...- speszył się Darek.- ma on dość specyficzne poglądy i dość nietypowe teorie. Pamiętam, że jak zabierał mnie od mojej matki, to pierwsze pytanie, które mi zadał brzmiało: Jak będziesz dorosły, to będziesz chciał mieć syna, czy córkę? Wiesz co odpowiedziałem?- spytał spoglądając na Anastazję, która powstrzymywała się, żeby nie ryknąć śmiechem.- Powiedziałem, że córkę, a on na to, że przynajmniej tyle ze mnie ma. Nie rozumiałem wtedy tego, ale teraz już rozumiem. Chodziło mu o to, że- przerwało mu pukanie do drzwi. Anastazja wstała, żeby otworzyć, ale on złapał ją za nadgarstek i sam wstał, podchodząc do drzwi. Po droe nagle w jego dłoni pojawił się sztylet. ' Skąd on go wyjął' przemknęło przez myśl dziewczynie. W tym czasie Darek ostrożnie uchylił drzwi, a to co za nimi stało, zbiło Anastazję z nóg, Za drzwiami stał chłopak o ostrychrysach, długich, blond włosach i błękitnych oczach. Na sobie miał zieloną tunikę i takie same leginsy. Przez ramię miał przewieszony łuk. Odezwał się głębokim, pociągającym głosem do Darka:
- Witaj braciszku.
- Wolałbym, żeby narazie ten sen został tylko między nami. Tak będzie bezpieczniej.
- Dobrze... Mam tylko jedno pytanie: kiedy tego wszystkiego się dowiem?
- Podczas święta zejścia- odpowiedział Darek, a widząc, że córka chce zadać kolejne pytanie wytłumaczył:
- Święto ejścia trwa przez tydzień. Podczas tego święta schodzą duchy naszych przodków, możemy z nimi porozmawiać, poznać ich... Podczas tego święta poznasz swojego dziadka, jest on... ciekawą osobą.
-Czyli jaką?- weszła mu w słowo Anastazja.
- No cóż...- speszył się Darek.- ma on dość specyficzne poglądy i dość nietypowe teorie. Pamiętam, że jak zabierał mnie od mojej matki, to pierwsze pytanie, które mi zadał brzmiało: Jak będziesz dorosły, to będziesz chciał mieć syna, czy córkę? Wiesz co odpowiedziałem?- spytał spoglądając na Anastazję, która powstrzymywała się, żeby nie ryknąć śmiechem.- Powiedziałem, że córkę, a on na to, że przynajmniej tyle ze mnie ma. Nie rozumiałem wtedy tego, ale teraz już rozumiem. Chodziło mu o to, że- przerwało mu pukanie do drzwi. Anastazja wstała, żeby otworzyć, ale on złapał ją za nadgarstek i sam wstał, podchodząc do drzwi. Po droe nagle w jego dłoni pojawił się sztylet. ' Skąd on go wyjął' przemknęło przez myśl dziewczynie. W tym czasie Darek ostrożnie uchylił drzwi, a to co za nimi stało, zbiło Anastazję z nóg, Za drzwiami stał chłopak o ostrychrysach, długich, blond włosach i błękitnych oczach. Na sobie miał zieloną tunikę i takie same leginsy. Przez ramię miał przewieszony łuk. Odezwał się głębokim, pociągającym głosem do Darka:
- Witaj braciszku.
~~~~~~~
Ciąg dalszy jak znajdę czas ;)
czwartek, 8 września 2011
Rozdział 9
Anastazja obudziła się rano w swoim pokoju. Domek, który jej przydzielono znajdował się w korzeniach drzewa, tak jak wszystkie inne w tym mieście. Arraka, jak już zauważyła tętniła życiem. W jej apartamencie znajdowała się niewielka lecz przytulna sypialnia z wygodnym łóżkiem. Była też tam średnia, nowoczesna kuchnia z zapasami wyżywienia i sprzętem do gotowania. Wieczorem znalazła także małą pracownię, która przypominała jej gabinet szefa mamy. Całe mieszkanie miała dla siebie, a Darka i Roberta poprowadzono dalej. Zastanawiała się gdzie są teraz, robiąc śnidanie, gdy usłyszałą puknie do drzwi.
- Proszę wejść- zawołała, idąc do przedpokoju. W drzwiach zobaczła Darka, w lekkiej, jasnozielonej, obcisłej tunice, leginsach i z mieczem oraz sztyletem u pasa. Jak zauważyła wcześniej, wszyscy mieszkańcy Arraki tak się ubierali. Ona sama miała na sobie podobne ubranie, które znalazła rano przy łóżku.
- Jak spałaś?- spytał na przywitanie Darek.
- Bardzo dobrze- skłamała Anastazja. Tak naprawdę spałą źle, ponieważ śnił jej się znowu ten sam koszmar:Martwy las w nocy i krzyki torturowanych ludzi. A może półelfów? Sama już nie wiedziała.
Darek tylko skinął głową, wyglądał na zamyślonego.
- Wejdziesz? Właśnie robię śniadanie- zaproponował Anastazja.
- Chętnie- mruknął półelf.
Weszli do kuchni. Darek usiadł, a Anastazja zakrzątnęła się przy śniadaniu. Gdy nakryła do stołu i usiadła, odważyła się zadać nurtujące ją pytanie:
- Czy sny mają jakieś znaczenie?
- Tak. I właśnie z tego powodu tu jestem- powiedział już otwarcie Darek i podniósł rękę, żeby powstrzymać pytanie.- W nocy, gdy spałem, nasze umysły połączyłay się. Wiem co ci się śniło i domyślam się co to oznacza. Przez co muszę ci coś wyjaśnić. Chodzi o peweną przepowiednię, która dotyczy Ciebie. Twoje imie w naszym języku oznacza życie, a imię nadaje u nas wyrocznia. Nie mogę ci na razie zdradzić treści przepowiedni, to dopiero we włąściwym czasie. Ale w śnie są pokazane albo konsekwencje twojej porażki, albo to co będziesz musiała przeżyć.
- Proszę wejść- zawołała, idąc do przedpokoju. W drzwiach zobaczła Darka, w lekkiej, jasnozielonej, obcisłej tunice, leginsach i z mieczem oraz sztyletem u pasa. Jak zauważyła wcześniej, wszyscy mieszkańcy Arraki tak się ubierali. Ona sama miała na sobie podobne ubranie, które znalazła rano przy łóżku.
- Jak spałaś?- spytał na przywitanie Darek.
- Bardzo dobrze- skłamała Anastazja. Tak naprawdę spałą źle, ponieważ śnił jej się znowu ten sam koszmar:Martwy las w nocy i krzyki torturowanych ludzi. A może półelfów? Sama już nie wiedziała.
Darek tylko skinął głową, wyglądał na zamyślonego.
- Wejdziesz? Właśnie robię śniadanie- zaproponował Anastazja.
- Chętnie- mruknął półelf.
Weszli do kuchni. Darek usiadł, a Anastazja zakrzątnęła się przy śniadaniu. Gdy nakryła do stołu i usiadła, odważyła się zadać nurtujące ją pytanie:
- Czy sny mają jakieś znaczenie?
- Tak. I właśnie z tego powodu tu jestem- powiedział już otwarcie Darek i podniósł rękę, żeby powstrzymać pytanie.- W nocy, gdy spałem, nasze umysły połączyłay się. Wiem co ci się śniło i domyślam się co to oznacza. Przez co muszę ci coś wyjaśnić. Chodzi o peweną przepowiednię, która dotyczy Ciebie. Twoje imie w naszym języku oznacza życie, a imię nadaje u nas wyrocznia. Nie mogę ci na razie zdradzić treści przepowiedni, to dopiero we włąściwym czasie. Ale w śnie są pokazane albo konsekwencje twojej porażki, albo to co będziesz musiała przeżyć.
~~~~~~~~~~
Mała zmiana w sposobie opisywania sytuacji. Hostorii już nie będzie opowiadać Anastazja, a prznajmniej nie całej. To się będzie zmieniać.
środa, 31 sierpnia 2011
Pleas!!!!!!!!
Słuchajcie, mam prośbę, żebyście spojrzeli na mojego nowego bloga. Na razie jest tam tylko opis opowiadania, które się na nim pojawi, ale za niedługo coś wkleję. http://wspomnienieprzeszlosci.blogspot.com/ Proszę kliknąć.
wtorek, 26 lipca 2011
Przepowiednia
Walczące dziecko półelfie z człowieka
Pokona tego co zasiał zło,
Lecz ceną za to będzie coś cennego,
Cennego też coś zdobędzie.
Całe życie dziecka tego się odmieni,
Wszystko straci, lecz odzyska,
Śmierć zbierze krwawe żniwo,
A ono życie wniesie.
Przepowiednia mówi o Anastazji, o czym wszystkie pół elfy wiedzą, ponieważ jej imię w ich języku oznacza życie. Imiona półelfów, nie są nadawane przez ich rodziców.
Pokona tego co zasiał zło,
Lecz ceną za to będzie coś cennego,
Cennego też coś zdobędzie.
Całe życie dziecka tego się odmieni,
Wszystko straci, lecz odzyska,
Śmierć zbierze krwawe żniwo,
A ono życie wniesie.
Przepowiednia mówi o Anastazji, o czym wszystkie pół elfy wiedzą, ponieważ jej imię w ich języku oznacza życie. Imiona półelfów, nie są nadawane przez ich rodziców.
Sen I
Było ciemno. Nagle słychać czyjś krzyk, krzyk kobiety. Potem upiorny śmiech, śmiech człowieka cieszącego się z cudzego cierpienia. Wokół ciemny las, w którym znajduje się Anastazja. Las jest martwy, nie ma w nim życia. Anastazja stoi przy jednym z drzew, jest przerażona. Nagle w mgnieniu oka wyjmuje zza pasa sztylet. Wyskakując zza drzewa i biegnie w kierunku, z którego dochodzi krzyk. Biegnie z niewiarygodną prędkością.
Do krzyku kobiety dołączają inne: kobiet, mężczyzn i dzieci. Anastazja, mimo iż wydaje się to niemożliwe przyspiesza jeszcze bardziej. W oddali widzi już blask ognia. Nagle wypada na polanę i wszystko się urywa.
Darek usiadł na łóżku. Wiedział, że przez sen czytał w umyśle Anastazji i zrozumiał, że jej sen t jej przyszłość. Znał przepowiednię, więc wiedział, kim ma być jego córka, lecz mimo wszystko miał nadzieję, że to nie prawda. Nie chciał tego, nie chciał, żeby musiała być skazana na taką przyszłość, lecz wiedział, że tego nie zmieni.
wtorek, 12 lipca 2011
Rozdział 8
Godzinę później siedzieliśmy w pociągu i jechaliśmy przez jakieś pola. Nie znałam tej okolicy, zresztą nigdy nie byłam poza miastem, nie było nas stać z mamą na podróże. Nie wiedziałam, gdzie jedziemy, ani w jakim kierunku. Milczeliśmy. Cisza była przygnębiająca, więc w końcu postanowiłam ją przerwać:
-Dokąd jedziemy?- spytałam.
-Do Araki, stolicy naszego ludu- odpowiedział Darek.- Ty znasz to miejsce jako Grunwald.
Zdziwiła mnie ta odpowiedź. Z tego co słyszałam, Grunwald był małą wsią, zresztą nawet nie dało się go znaleźć na Gogle earth. A jednak, było tam coś więcej, coś o czym żaden człowiek nie wiedział.
* * *
Po 10 godzinach, wysiedliśmy na jakiejś małej stacji. Gdy z niej wyszliśmy zobaczyłam błotnistą drogę, pola i kilka pagórków. Stałam przed wejściem, zastanawiając się czy to jakiś żart, lecz gdy zobaczyłam twarze moich towarzyszy, zrozumiałam że to wszystko tak na poważnie.
Z plecakami na plecach ruszyliśmy gęsiego, najpierw Darek, potem ja, a na końcu Robert. Po jakiejś godzinie marszu na horyzoncie zobaczyliśmy las.
- Zaczyna się zmierzchać- zauważył Robert.
Faktycznie słońce już prawie całkowicie zaszło. Dopiero teraz to zauważyłam, ku własnemu zdziwieniu.
- A więc rozbijamy obóz- odpowiedział Darek, nawet na nas nie patrząc, zszedł na prawe pobocze i zrzucił plecak na ziemie, po czym wyjął z niego suszone owoce. Usiadłam obok niego, a on podał mi drugi pojemnik z owocami. Nie uszło mojej uwadze to, że Robert nie jadł z nami. Siedział przy drodze i obserwował.
- Prześpimy się pod gołym niebem- powiedział mój ojciec.- Nie będziemy też trzymać wart. To nie ma sensu.
Zgodziliśmy się z nim, po czym ułożyłam się do snu. Usłyszałam, że Darek robi to samo. Robert oczywiście nie kładł się spać, nie potrzebował snu.
* * *
Następnego ranka zjedliśmy lekkie śniadanie i ruszyliśmy dalej. Po kilku godzinach doszliśmy do skraju lasu. Gdy doszliśmy do linii pierwszych drzew, wyszedł ku nam jakiś starzec. Miał długą, siwą brodę i włosy. Na sobie miał długą tunikę w odcieniu ciemnej zieleni.
- Witaj Darn’t- powitał Darka. Miał głęboki, przyjemny głos.- Widzę, że udało ci się przyprowadzić Anetr i Rostosa- powiedział, patrząc w naszym kierunku. Domyśliłam się, że mówi o nas, ale nie wiedziałam, dlaczego nas tak nazywa.
- Witaj Errat- powitał go Darek, po czym zwrócił się do nas:
-Witajcie w Arace!
sobota, 11 czerwca 2011
Rozdział 7
Po rozmowie wróciliśmy do mojego domu w milczeniu. Wiedziałam, że mam wiele do przemyślenia, lecz chwilowo byłam zbyt zmęczona. Za dużo się dziś wydarzyło, za wiele się zmieniło. Gdy doszliśmy do furtki, wychodzili ostatni z gości. Weszliśmy do przedpokoju. Wtedy nagle sobie coś uświadomiłam:
-Robert, a twoi rodzice też są wampirami?- zadałam to pytanie trochę nieśmiało.
- Nie- odpowiedział mój przyjaciel.- Nie wiedzą też, czym jestem. Nigdy Ci o tym nie mówiłem, ale jestem adoptowany. Już po raz któryś przyjmuje mnie jakaś rodzina, nieświadoma tego, kim jestem. Za jakiś czas będę musiał im uciec, żeby się nie zorientowali, że się w ogóle nie zmieniam z wyglądu, będą mnie szukać, po czym policja stwierdzi, że zaginąłem.
- To musi być dziwne uczucie: patrzeć jak inni umierają, a samemu się nie starzeć, być nienaruszonym przez czas.
- I często bolesne- dodał Robert.- Szczerze mówiąc, do dziś nie wiedziałem, że jesteś półelfem. Myślałem, że ciebie też stracę, tak jak innych. W zasadzie dopiero jak zobaczyłem Darka, to się domyśliłem. Dla mnie to jednocześnie ulga i dziwne uczucie. Nigdy nie spotkałem się z kimś, tak jak ja, nieśmiertelnym.
Po tych słowach poszliśmy do kuchni, gdzie siedziała mama, z szklanką soku pomarańczowego w ręce. Spojrzała na nas. Miała zaczerwienione oczy, jakby płakała.
- Elizabeth…- odezwał się Darek.
Robert, twoi rodzice pozwolili przenocować u nas. Możesz spać w pokoju Anastazji?- zwróciła się do Roberta, nie zwracając uwagi na półelfa.
- Jeśli nie będzie jej to przeszkadzało to myślę, że tak- odpowiedział mój przyjaciel. Skinęłam głową.
Wzięłam go za rękę i pociągnęłam w kierunku mojego pokoju. Gdy tam weszliśmy, wyjęłam materac i zaczęłam wyjmować pościel, Gdy Robert, mnie powstrzymał. Spojrzałam na niego pytająco.
- Ja nie sypiam- wytłumaczył się.
Poczułam się zawstydzona: mogłam się go o to spytać. Skinęłam więc tylko głową i poszłam się umyć. Gdy wróciłam, mój przyjaciel siedział na moim łóżku i przeglądał moją gazetę. Zamknęłam za sobą drzwi spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Odłożył czasopismo i wstał z łóżka Ruszyłam w stronę łóżka. Gdy przechodziłam obok Roberta, złapał mnie za ramię. Spojrzałam na niego, a wtedy on mnie przytulił.
- Dobranoc- szepnął, poczym podniósł mnie z ziemi i położył do łożka. Delikatnie przykrył mnie kołdrą i światło. Usłyszałam, jak przechodzi przez moje królestwo i siada w fotelu pod oknem. Chwilę później zszokowana zasnęłam.
* * *
Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez moje okno. Leżałam chwilę rozmyślając o poprzednim dniu. To był zbyt duży nawał informacji, jak dla mnie. Rozejrzałam się po pokoju, ale Roberta w nim nie było. „Ciekawe gdzie jest.” Zastanowiłam się chwilę, po czym spojrzałam na zegarek. Była 6 rano. Wstałam w zasadzie bezszelestnie i ubrałam się. Zeszłam na dół. Ku mojemu zdziwieniu siedzieli tam moi rodzice i Robert. Zauważyłam też trzy spakowane torby.
-Czyje są?- spytałam, wskazując na nie.
-Nasze.- odpowiedział Darek.- moje, Roberta i twoje- uściślił.
Wyjeżdżamy?- spytałam zaskoczona. Coś mi się nie podobało. Czemu nagle muszę opuścić własny dom, własne miasto? Dlaczego…
-A co z mamą?
- Ona musi zostać.
Zabolało. Byłam przywiązana do niej. W końcu to ona mnie wychowała, wszystkiego nauczyła. Przecież to ona wspierała mnie całe moje życie. Nie mogłam jej tak zostawić.
-Anastazjo- moja mama odezwała się łamiącym się głosem.- tak miało być od początku. Wiedziałam o tym, teraz musisz iść, nie zranisz mnie tym. Takie jest życie, kiedyś zrozumiesz, co miałam na myśli. Ale mnie już wtedy nie będzie.
Na tym skończyła się dyskusja. Zjedliśmy w milczeniu śniadanie, po czym każdy zabrał swoją torbę. Wychodząc, rzuciłam się Elizabeth na szyje i się rozpłakałam. Czułam, że nigdy jej już nie zobaczę.
~~~~~~~
Przy okazji polecam bloga ostatnialzaprzeznaczenia.blogspot.com Następny rozdział postaram się wkleić na początku wakacji, ale niczego nie obiecuję ;)
wtorek, 26 kwietnia 2011
Rozdział 6
Patrzałam na niego ze zdziwieniem. Miałam bardzo dobry słuch, potrafiłam dosłyszeć najlżejszy szmer, ale nie słyszałam Darka. Przyznaję, też potrafiłam poruszać się bezszelestnie, ale nigdy nikt nie umiał mi dorównać.
Ale nie to mnie teraz najbardziej niepokoiło. Bardziej bałam się tego, co musieli mi wytłumaczyć. Dalej chciałam znać prawdę lecz zaczynałam się jej bać. Spojrzałam najpierw na Roberta, potem na Darka. Sytuacja przestawała mi się podobać. Wiedziałam, że Robert jest wampirem. Godzinę temu nie wierzyłam jeszcze w tego typu istoty, byłam podobna do wielu innych nastolatek, różniłam się kilkoma szczegółami takimi jak moje włosy czy niektóre umiejętności. W końcu się przełamałam:
- Co nie jest proste?- wykrztusiłam z siebie.
- Musimy ci wytłumaczyć parę spraw, ale najpierw musimy pójść w takie miejsce, w którym nikt nas nie podsłucha- powiedział Darek.- Twoi rodzice są poinformowani, że chcę wam coś pokazać- to zdanie było skierowane do mojego przyjaciela.
Po wypowiedzeniu się odwróci się i ruszył w kierunku drogi.
- A co powiedziałeś mamie?- spytałam, nie ruszając się z miejsca.
-Ona wie wszystko- odpowiedział krótko Darek.
Spojrzałam na Roberta po czym razem ruszyliśmy za moim ojcem. Ciężko było mi tak myśleć o Darku, ale stwierdziłam, że prawdy nie zmienię.
Szliśmy w milczeniu około godziny. Straciłam orientację, gdzie jesteśmy. Pierwszy milczenie przerwał nasz przewodnik:
- To już tu- po tych słowach zeszliśmy z chodnika w jakieś pole. Nie znałam tego miejsca.- Tu jesteśmy bezpieczni- powiedział Darek, siadając między kłosami. Zrobiliśmy z Robertem to samo.
- Zacznę od tego czym jesteśmy- Darek zwrócił się do mnie.- To, że Robert jest wampirem już wiesz. My należymy do rasy… my jesteśmy półelfami- spojrzał na mnie. Byłam zszokowana, ale mój rozmówca ciągnął.- Wiem to trudne. Pamiętam jak ja się czułem, gdy się o tym dowiedziałem. Ale przejdźmy do dalej. Wiesz, czym charakteryzuje się nasza rasa?
- Jest nieśmiertelna- powiedziałam ostrożnie. Czytałam dużo książek fantastycznych, a w niektórych pojawiały się półelfy.- Mają fioletowe włosy i ciemne oczy- przypominałam sobie coraz więcej.- Są mieszanką ludzi i elfów, lecz są bardziej podobne do tych drugich.
- Dokładnie. I każdy ma jakiś swój niepowtarzalny talent. Musi go odkryć. Ja na przykład potrafię czytać w myślach. Nie wiem jaką ty masz zdolność. To się dopiero okaże.
- Zaczyna rozumieć- powiedziałam.- A przed czym uciekaliśmy z zaułka śmierci?- spytałam. Nie kierowałam tego pytania do konkretnej osoby.
- Duchy i najpewniej pająki- odpowiedział Robert.
-A co złego jest w pająkach- zdziwiłam się. Przecież nie były aż tak straszne.
- Nie mam na myśli zwyczajnych pająków. Mówie o pająkach, które osiągają nawet kilka metrów wielkości, są jadowite i niebezpieczne- wytłumaczył mi Robert.- Anas, na świecie cały czas panuje wojna. Ludzie o tym nie wiedzą, ale są pionkami w rękach tak zwanych istot fantastycznych.
Nie umiałam uwieżyć całkowicie. Marzyłam tym żeby to nie było prawdą, lecz wiedziałam, że to tylko mogą być moje nadzieje i nic więcej. W końcu do mnie dotarło, że ja też będę musiała wziąć udział w tej wojnie.~~~~~~~~
Coś mi nie wyszło w tym rozdziale ale mam nadzieje, że nie jest najgorszy. Ale będę optymistką: następne będą lepsze ;) pozdrawiam
niedziela, 10 kwietnia 2011
Rozdział 5
Gdy rozdzieliliśmy się z Darkiem, nagle obok mnie pojawił się Robert i pociągnął za rękę w kierunku drzwi.
- Gdzie mnie ciągniesz?- spytałam zaskoczona.
- Zobaczysz- odpowiedział, uśmiechając się łobuzersko.
Pokręciłam głową. Wiedział, że nie znoszę oczekiwania. Uścisnęłam mocniej jego dłoń i wyszliśmy razem z domu. Było już po 10. Wychodząc poczułam lekki, chłodny, wieczorny wietrzyk na twarzy. Zamknęłam starannie drzwi. Po czy Robert poprowadził mnie w najciemniejsza zakamarki miasta. Szybko zorientowałam się gdzie idziemy.
- Po co mnie tam prowadzisz?- spytałam, lekko przestraszona. Szliśmy wprost do jednego z najbardziej przerażających miejsc w mieście. Kierowaliśmy się do zaułka śmierci. Nie wiem, jaka była jego prawdziwa nazwa. Mieszczanie go tak nazywali, ponieważ kiedyś w tym zaułku zamordowano młodą nastolatkę. Nikt nie wiedział, kto to zrobił.
W końcu zatrzymaliśmy się na samym jego końcu. Zaczęło mi się robić zimno. Spojrzałam na Roberta. Poraziło mnie. Zawsze miał bladą cerę, ale teraz jego twarz była trupioblada.
-R-robert?- wyjąkałam.
- Tak, Anas?- jego głos się nie zmienił.
- T-ty jesteś… Wyglądasz jak…- nie umiałam wykrztusić z siebie niczego sensownego. Wyglądał jak jakiś… wampir.
- Tak, Anastazjo. Ja jestem wampirem- mój towarzysz spojrzał mi w oczy. Nagle chwycił mnie za ramiona i przyciągną do siebie. Byłam spięta.
- Nie bój się. Nic ci nie zrobię- szeptał mi do ucha, starając się mnie uspokoić.- Anas, muszę z tobą tylko porozmawiać. Otym czym obydwoje jesteśmy. Wiem co mówił ci Darek wtedy, po moim wyjściu, wiem co przed tobą ukrył. Może to nawet bezpieczniej dla ciebie.
- Więc po co mnie tu przyciągnąłeś?- szepnęłam.- O co w tym wszystkim chodzi?
Robert delikatnie się ode mnie odsunął. Spojrzał na mnie. Nie umiałam tym razem odgadnąć, co czuje mój przyjaciel. Wiedziałam tylko, że wyraz jego twarzy sprawia mi ból. Nie wiedziałam o co chodzi. Wiedziałam za to, że on chce mi coś powiedzieć, ale nie chce mnie narazić przez to na jakieś niebezpieczeństwo. Ale jakie? W momencie, w którym chciałam o to spytać on drgnął gwałtownie.
- Spadamy stąd.
Po tych słowach wziął mnie na ręce i pobiegliśmy z niewiarygodną prędkością. Wokół siebie widziałam tylko rozmazane plamy. Robiło mi się od tego słabo, więc wtuliłam głowę w pierś Roberta. Nie zauważyłam, kiedy się zatrzymaliśmy. Przyjaciel postawił mnie delikatnie na ziemi, po czy osunął się na kolana. Ciężko dyszał. Wystraszyłam się.
- Robert, wszystko w porządku?- spytałam, dotykając jego ramienia. Gdy to zrobiłam, jęknął cicho. Uklękłam przy nim. Podniósł lekko głowę i uśmiechną się do mnie, ale doszczegłam ból w tym uśmiechu. Złapałam jego głowę w swoje dłonie i uniosłam, tak, żeby patrzeć mu w oczy.
- Co Ci jest?- prawie krzyknęłam.
- Spokojnie.- szepnął.- To nic groźnego. To przez ten bieg. Zaraz mi przejdzie. Nie martw się.
Po tych słowach, wziął moje dłonie, w swoje. Siedzieliśmy tak przez jakiś czas milcząc.
- Czas wracać. Musimy ostrzec Darka- Robert przerwał milczenie jako pierwszy.
- Przed czym?- zapytałam.
- Później ci wyjaśnię. Szybko. Wejdź mi na plecy.
Zrobiłam jak mnie prosił. Gdy siedziałam na jego plecach znów pobiegł z tą oszałamiającą prędkością, lecz tym razem się nie bałam. Zaczęłam zwracać uwagę na szczegóły. Zorientowałam się, że nie odczuwam żadnych wstrząsów. Spojrzałam pod stopy Roberta. To, co zobaczyłam zdezorientowało mnie. On nie dotykał ziemi stopami!
W końcu dobiegliśmy do mojego domu. Mój przyjaciel okrążył go i dobiegł do tylnej części płotu. Znów ledwo dyszał, ale i tak był w lepszy stanie niż poprzednio. Gdy doszedł do siebie spojrzał w okna salonu. Spojrzałam w tym samym kierunku. Ku mojemu zdziwieniu obserwował nas Darek. Chwilę później odszedł od okna.
- Robert, o co w tym wszystkim chodzi?- musiałam się wszystkiego dowiedzieć. Koniec z owijaniem w bawełnę i wymijającymi odpowiedziami.
- Anas… To ciężko wytłumaczyć…- mój przyjaciel próbował mi coś wytłumaczyć
- On ma rację- odezwał się za mną jakiś głos. Odwróciłam się gwałtownie. Stał tam Darek.
wtorek, 5 kwietnia 2011
Rozdział 4
Darek zdjął okulary, pierwszy raz odkąd przyszedł. Spojrzałam zaciekawiona na jego oczy. Poraziło mnie- były identyczne do moich. Ale dalej nie rozumiałam, jakim cudem on jest taki młody. Dalej nie wiedziałam, co o tym sądzić.
-Nie musisz mówić do mnie tato- podskoczyłam. Nie spodziewałam się, że przemówi pierwszy.- Chciałem cię lepiej poznać. Wiem, że jesteś pewnie zła, że nie byłem przy was. Masz do tego prawo. Wiem co czujesz. Robert jest twoim chłopakiem?- spytał znienacka.
-Nie… jesteśmy tylko przyjaciółmi…- zatkało mnie. Jeszcze nikt mi tak nie powiedział.
- Spokojnie. Tylko tak pomyślałem. Tak to wyglądało. Widać, że jesteście sobie bliscy- wzruszył ramionami.- Ile masz lat?
- Piętnaście. A ty?- moje pytanie najwyraźniej go zdziwiło.
- Teoretycznie, czy praktycznie?- zmarszczyłam brwi. Coś mi nie pasowało w tym pytaniu.
- Praktycznie- wybrałam.- Praktyka zawsze lepiej się sprawdza- dodałam.
- No cóż… a więc szybciej przejdziemy do sedna rozmowy…- Darek westchnął teatralnie.- A więc praktycznie mam… 150 lat- ostatnie słowa wymówił szeptem. Zatkało mnie.
- Przecież to nie możliwe!- pokręciłam głową.- Po pierwsze ludzie nie żyją tak długo…- urwałam. Właśnie, ludzie… w takim razie kim lub czym był Darek?
- Jesteś na dobrej drodze do zrozumienia, Anastazjo- powiedział mój rozmówca.- MY nie jesteśmy ludźmi. Elizabeth, tak, ale z powodu, że jesteś moją córką, masz moje geny. Tak już jest w naszej rasie.- Elizabeth… tak miała na imię moja mama.
- A więc kim jesteśmy?- nie rozumiałam tego. Wyglądałam prawie jak każdy normalny człowiek, prócz koloru włosów.
- Tu sytuacja zaczyna się komplikować. Jak wszyscy wasi goście pójdą, pokaże ci. Ale musisz mi coś obiecać- spojrzałam na niego pytająco.- Teraz nikomu nie zdradzisz, o czym rozmawialiśmy, a po naszej następnej rozmowie wybierzesz jednego swojego powiernika. Ale to później…
Po wypowiedzeniu tych słów wbił we mnie swoje spojrzenie. Próbowałam patrzeć mu w oczy, ale po chwili spuściłam wzrok.
- Obiecuję…- szepnęłam w końcu. Czułam, że nie jest to zwyczajna obietnica. Miałam przeczucie, że to głębsza przysięga, która zmieni całe moje dotychczasowe życie. Po tych słowach wstaliśmy równolegle i zeszliśmy razem na dół, by wmieszać się w tłum gości.
Ten rozdział jest wprowadzeniem, do nowego życia bohaterki. Dopiero teraz zaczyna się dowiadywać więcej o sobie. Jeszcze nie wie kim jest, ale niedługo wszystko stanie na głowie i wiele straci.
poniedziałek, 4 kwietnia 2011
Rozdział 3
Po godzinie zaczęłam się uspokajać. Robert dalej był u mnie. Na dole słyszałam głosy gości. Powoli usiadłam. Robert spojrzał na mnie pytająco
- Powiesz mi, co się stało- spytał łagodnie.- Bo nie wiedziałem, że potrafisz tak reagować.
- Po przemowie… mama chciała ze mną porozmawiać w kuchni. Więc z nią poszłam… I wtedy… wtedy…- łzy z powrotem zaczęły spływać po moich policzkach. Nie umiałam w to uwierzyć. Nie umiałam przyjąć tej prawdy. Przecież on był za młody… Ale jego wygląd mówił sam za siebie. Tylko, że prędzej powiedziałabym, że jest moim bratem. W końcu zebrałam się w garść.- Powiedziała mi, że Darek jest moim ojcem- wyrzuciłam to z siebie na jednym oddechu. Gdy wypowiedziałam te słowa, prawda uderzyła we mnie z całą siłą. Czułam się tak, jakby ktoś mnie torturował, a ja się na to zgadzałam.
Robert objął mnie ramieniem. Wtuliłam głowę w jego pierś. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie chcę mieć taty. Całe życie radziłam sobie bez niego, w ogóle go nie interesowałam, a teraz nagle pojawia się w moim życiu, jak gdyby nigdy nic. Przecież radziłyśmy sobie z mamą świetnie bez niego.
Poczułam złość na niego. Nienawidziłam go za to, że nie był przy mnie gdy dorastałam, nie pomagał mi odrabiać zadań domowych, nie brał mnie na żadne wycieczki, nie wysyłał prezentów ani kartek. Po prostu, przez niego nie mogłam mieć takiego życia, jak inne dziewczyny. To mnie bolało.
- Może czas zacząć coś nowego w życiu?- powiedział Robert, jakby czytał mi myślach. Często tak było, że rozumieliśmy się bez słów.
- Chyba masz rację. Jeśli zostanie po przyjęciu, postaram się z nim porozmawiać. Może w końcu zacznę żyć jak każda normalna nastolatka- uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że z moim sposobem poruszania się i włosami, to jest nie możliwe. Robert też zrozumiał sens tych słów i roześmiał się serdecznie. Uwielbiałam gdy tak się śmiał. Od razu poprawiało mi to humor. Ta samo podziałało to teraz. Zaczęłam się śmiać razem z nim. Przestałam płakać, chwilę poczułam się wolna od wszystkich trosk. W końcu opadliśmy zmęczeni na łóżko, dalej chichocząc.
- Dawno się tak nie śmialiśmy- westchnął w pewnym momencie mój przyjaciel.
- Tak… ale lubię te momenty, w których się uwalniam od trosk- odpowiedziałam. Mój przyjaciel nagle uścisnął moją dłoń i wskazał głową w kierunku drzwi. Ku mojemu zdziwieniu stał tam Darek. Nie słyszałam jak wchodzi, a to było praktycznie nie możliwe, bo moje drzwi skrzypiały przeraźliwie.
- A więc już wiesz?- spytał mój… tata? Nie wiedziałam, jak mam się do niego zwracać, więc tylko skinęłam głową.- Możemy porozmawiać na osobności?- to pytanie mnie zdziwiło. Bałam się, nie wiem czemu. Spojrzałam na Roberta i skinęłam głową. Mój przyjaciel jeszcze raz uścisnął moją dłoń, by do dać mi otuchy, po czym wyszedł z mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
niedziela, 3 kwietnia 2011
Rozdział 2
Spojrzałam pytająco na mamę, a ona pokręciła głową. Nie wiedziałam co jest grane. Poszłam do salonu, a za mną mama i ten obcy. Od razu wtopiłam się w tłum by znaleźć Roberta. Musiałam z nim porozmawiać, byłam przerażona. Gdy go znalazłam stał sam przy ścianie. Gdy mnie zauważył, rozpoznał po mojej minie, że coś jest nie tak.
- Co się stało?- spytał.
- Chodź do mnie, to Ci powiem- wykrztusiłam z siebie.
Poszliśmy na górę do mojego pokoju. Gdy zamknęłam za sobą drzwi, Robert nie wytrzymał:
- Anas, co jest?
- Przed chwilą przyszedł jakiś facet… W zasadzie wygląda jak młody biznesman. Tylko, że ja w ogóle go nie znam, a on wie jak mam na imię… I jego wygląd…- byłam przerażona.
-Zakochałaś się?- Robert nie rozumiał o co mi chodzi.
-Nie… on miał włosy identyczne do moich… sylwetkę też… Boję się- wykrztusiłam z siebie.
- A jakie miał oczy?
- Nie wiem. Miał czarne okulary.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam i ujrzałam za nimi ów nieznajomego. Był sam.
-Słucham.- powiedziałam to bezbarwnym głosem.
- Daj spokój Anastazjo. Chyba wiesz kim jestem- odpowiedział biznesman.
- Niestety, rozczaruję pana: nie wiem kim pan jest.
Wtedy za mną staną Robert. Dotknął mojego ramienia, żeby mnie uspokoić. Wiedział, że nie należę do osób cierpliwych. Nie uszło to uwadze obcego.
-Kim pan jest?- spytałam tym razem trochę spokojniejszym tonem.
- A więc mama Ci nic nie mówiła?- zdziwił się mój rozmówca.- No cóż… Możesz do mnie mówić po prostu Darek. A o tym kim jestem, będzie lepiej, żeby powiedziała Ci matka- po wypowiedzeniu tych słów poszedł na dół do salonu.
Zamknęłam drzwi i spojrzałam Robertowi w oczy. Wyglądał jakby chciał mi coś powiedzieć, ale nie był pewien, jak to zrobić. Zaczęło mnie to irytować, coś mi nie pasowało w tym Darku. W końcu mój przyjaciel odezwał się:
- Jesteście strasznie podobni do siebie. Ale… przecież ty nie masz brata… A twój ojciec… Właśnie, nigdy mi nie mówiłaś o swoim tacie.
- Bo nawet nie wiem jak miał na imię kim był… Mama nie chce o nim mi nic mówić, a ja nie mam nikogo, kto mógłby coś o nim wiedzieć. Nigdy go nie było, nie pomagał nam… W zasadzie nie wiem, czy on w ogóle żyje… Nic o nim nie wiem.
Robert spojrzał na mnie współczująco. Zauważyłam, że mam łzy w oczach. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam z powrotem panować nad sobą. Uśmiechnęłam się do mojego towarzysza, po czym pokręciłam głową:
- To nie możliwe, żeby Darek był moim ojcem. Czemu miałby się zacząć nami interesować?
-Masz rację, po prostu zbieg okoliczności, z tym wyglądem. Możliwe, że to jakiś znajomy twojej mamy, a ona zapomniała Ci o nim powiedzieć.
Przytaknęłam. Potem razem wyszliśmy z mojego pokoju i poszliśmy na dół. Gdy się tam pojawiliśmy, moja mama zaczynała swoje przemówienie. Właściwie nie interesowało mnie ono, póki nie zaczęła mówić o Darku:
-Witam także tutaj Darka- zaczęła.- Jest on moim dawnym… znajomym. Dawno się nie widzieliśmy, ale ostatni idąc na targ, spotkałam go i zaprosiłam na dzisiejsze przyjęcie- coś mi się nie podobało. Nigdy wcześniej o nim nie słyszałam, a na pewno nie był szkolnym kolegom mamy, był za młody.
Po przemówieniu mama poprosiła mnie, żebym poszła z nią do kuchni:
- Anastazjo… Na przemówieniu nazwałam Darka dawnym znajomym… ale on nie jest zwykły znajomym…- urwała na chwilę. Od początku tej rozmowy unikała mojego wzroku, co mi się nie podobało.- Anas… Darek jest… on jest twoim tatą.
Nie umiałam uwierzyć w jej słowa. Całe czternaście lat swojego życia nie miałam go, a teraz nagle pojawia się jakiś dwudziesto paro latek, który ma być moim ojcem?! Nie… to było nie możliwe, był za młody:
- Jakim cudem…- powiedziałam.- Przecież on może ma trochę ponad dwadzieścia lat! Jest za młody.
- Anastazjo, tak Ci się tylko wydaje… jak ochłoniesz wytłumaczę Ci…
Nie zdążyła dokończyć. Wybiegłam z kuchni, przebiegłam przez tłum gości. Słyszałam Roberta wołającego mnie, ale nie zatrzymałam się. W końcu wpadłam do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do mojego pokoju i poczułam jak siada koło mnie, na moim łóżku. Poczułam dłoń tej osoby na moim ramieniu i usłyszałam znajomy głos Roberta:
-Co się stało?
W odpowiedzi pokręciła głową, usiadłam i zarzuciłam mu ręce na szyję. Nie chciałam przyjąć do siebie informacji, które mama przekazała mi chwilę wcześniej.
środa, 30 marca 2011
Rozdział 1
-Abastazja! Idź do pani Mai i zaproś ją na dzisiejsze przyjęcie- usłyszałam głos mamy.
-Jakie przyjęcie?- Spytałam w odpowiedzi.
-Niespodziankę. Zresztą, sama pójdę, wszystkiego dowiesz się wieczorem.
Nie wiedziałam, o co chodzi. Przecież nikt nie miał urodzin ani imienin. Poza tym była sobota, a mama nigdy nie robiła przyjęć w sobotę. Twierdziła, że to wbrew jej rodzinnej tradycji. Co do taty… cóż, nigdy go nie widziałam, a mama nie chciała o nim rozmawiać. Zresztą, chyba byłam bardziej podobna do niego, bo z mamą wspólnych cech wyglądu nie miałyśmy. Ona była niską lekko zaokrągloną blondynką, a ja wysoką, szczupłą nastolatką o fioletowych włosach. Ona miała jasnobłękitne oczy, a ja ciemnobrązowe. Ona miała pyzatą twarz, a ja podłużną, o ostrych kształtach z wysokimi kośćmi policzkowymi. Charaktery też miałyśmy sprzeczne. Ona surowa, zbyt pewna siebie dorosła z nietypowym poczuciem humoru. A ja… no cóż, narwana, szalona, impulsywna, pełna energii, potrafiąca zachować zimną krew. Przynajmniej tak mi się zdawało.
Nagle zadzwoniła moja komórka. To Robert, mój najlepszy przyjaciel. Odebrałam.
-Cześć Anas! To prawda, że dziś u Ciebie jest jakieś przyjęcie?
-Tak. Przed chwilą się o nim dowiedziałam. Skąd wiesz?
-Twoja mama przed chwilą do dzwoniła do mojej, by nas zaprosić.
-Przyjdziesz?- Modliłam się, żeby tak. Robert zawsze mnie podnosił na duchu.
-Oczywiście! Przecież nie mógłbym ominąć takiej okazji.
-Okazji, na co?- Zaczęłam się z nim przekomażać.
-Och… choćby tego by poodrywać dziewczyny, zabawić się…- Zaczął się śmiać. Wiedziałam, że ze żartuje. Nie interesował się byle jakimi laleczkami. Zbyt długo się przyjaźniliśmy, żebym o tym nie wiedziała. Też się roześmiałam. W zasadzie, jeśli miał się pojawić Robert, to mogłam być spokojna. Jakby było nudno, to wymkniemy się do mojego pokoju tam pogadamy, posłuchamy muzyki…
-Muszę kończyć. Do zobaczenia wieczorem- powiedział mi na pożegnanie i się rozłączył.
Gdy tylko mama wróciła do domu, zaczęłam ją zasypywać pytaniami, na które odpowiedziała, że zobaczę wieczorem i dodała, że mam ubrać się elegancko. To był ciężki dzień.
Gdy o dziewiętnastej zadzwonił dzwonek do drzwi, już byłam ubrana w elegancką, czarną, obcisłą suknię. Pobiegłam otworzyć. Za drzwiami stastał Robert, z swoimi rodzicami. Grzecznie się przywitałam, z nimi, a gdy odeszli, uściskaliśmy się. Dawno się nie widzieliśmy. Potem on poszedł do salonu, a ja przyjmowałam następnych gości. Gdy przyszli już wszyscy poszłam za wszystkimi, by pomagać mamie i zabawiać gości. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. ‘Kto to może być’ pomyślałam i pobiegłam otworzyć. Za drzwiami stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z włosami o podobnym kolorze do moich. Na sobie miał garnitur, a oczy miał schowane za czarnymi okularami.
-Witaj Anastazjo- powiedział.
-Kim pan jest?- spytałam. Nie wiedziałam skąd zna moje imię. W tym momencie pojawiła się mama.
-Spóźniłeś się- powiedziała do obcego i go wpuściła.
To pirwsza część mojego opowiadania. Następną wkleję w najbliższym czasie.
Witam
Witam wszystkich miłośników fantastyki. Utworzyłam tego bloga dla tych, którzy lubią czytać i oceniać czyjeś opowiadania fantastyczne oraz dla tych, którzy je piszą. Będę zamieszczać tutaj także własne pomysły. Prosiłabym też o wyrozumiałość, ponieważ to jest mój pierwszy blog, więc jeśli ktoś ma jakieś uwagi, może się nie krępować.
Subskrybuj:
Posty (Atom)